Jak sprawić aby dzieci jadły sałatę, roszponkę, jarmuż, botwinkę, szpinak? Wszystkie jadalne liście są najzdrowsze właśnie na surowo. A dzieciom, z takim smakiem, jakoś często nie po drodze. Znajdziecie w internecie mnóstwo dobrych rad, jak przekonać dziecko do warzyw. Zawsze pojawia się też ta, aby samemu dawać przykład jedząc zielono i zdrowo. Zgadzam się bezsprzecznie, ale jest to warunek konieczny, lecz niestety niewystarczający.
Co zatem? Trzeba rozpocząć w domu działania promocyjne i marketingowe na rzecz zieleniny. Podajemy 3 sposoby. Wy dopisujecie resztę.
1. Idziemy na pole, na targ, na grządkę
Własny warzywniak, na parapecie czy też w ogrodzie to układ idealny. Własnoręcznie hodowane, podlewane, pielęgnowane najlepiej smakuje, no i wstyd nie zjeść.
Jeśli się nie da lub nie macie na to dość energii, zapału i determinacji jest opcja lżejsza – wspólne bazarkowe zakupy. Dziecko wybiera, dopytuje, płaci, ma swój koszyk i samo niesie, co może. Szczyt zaangażowania – trudno by było później się wycofać, bo co odpowie w następną sobotę, kiedy Pan Warzywko zapyta a jak tam smakowała sałata masłowa?
Jest jeszcze wersja, którą nam się udało ostatnio wcielić w życie – spacer po polu i małe zbiory do kobiałki. (Oczywiście legalne, a nie jakieś kryminalne historie ;-). Na wakacjach łatwiej o takie wyprawy. Próbujcie zapytać gospodarza czy nie moglibyście z maluchem narwać samodzielnie jakiejś hodowanej akurat na danym polu zieleniny. Warto, bo to lekcja biologii i emocje, a do takich emocji później można się odwoływać w domu i przekonywać, przekonywać…..
No a później oczywiście samodzielne wykonywanie swojej mini sałatki.


2. Koktajl mocy, shreka, wróżki, ufoludków…
Co kto lubi i jak kto lubi nazywać, ale koktajl łyknie wszystko, a później każdy. Warto tylko nie zniechęcić od razu jakimś mocno ekstremalnym smakiem. Ostatni nasz hit tu.
3. Pestki, orzechy, posypki, sosy
Tak jak i dorośli dzieci sałatę zjedzą dobrze doprawioną. Do sosu vinegret dodajcie trochę więcej miodu albo jakiejś domowej konfitury. Sprawdza się szczególnie dobrze malinowa lub powidła śliwkowe. No a tzw. „posypki” to hity. Przyprażone na patelni pestki dyni, słonecznika, siemię lniane, sezam lub orzechy włoskie. Na spotkaniu warsztatowym fundacji W zielonej krainie pokazano nam trik, który już trochę od zdrowia odchodzi, ale bez przesady, a mianowicie pod koniec prażenia pestek dolewamy odrobinę sosu sojowego. O ja! To smakuje.

Zostaw odpowiedź